Zupa trochę taka przednówkowa, kiedy nie ma pomysłu na nic orginalnego i w warzywniaku też niewiele. Ale marchew, póki co, jest obecna.
Dotąd byłam dość sceptycznie nastawiona do słodkawych zup np. z dyni, ale udało mi się oswoić hokkaido i bardzo sobie chwalę. A raczej chwaliłam, bo już po sezonie. Do zupy marchewkowej również podchodziłam sceptycznie, ze względu na słodycz, ale przełamana nieco ostrzejszą przyprawą curry i przybrana tahiną, okazała się bardzo ciekawym odkryciem.
- 4-6 średnich marchewek
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- oliwa lub dobry olej
- curry średnio ostre - gotowa mieszanka (albo garam masala)
- sól
- pieprz
- bulion warzywny (około 3 szklanek)
- 1 łyżka tahini (do przybrania)
- kilka kropel cytryna (dla smaku)
- kilka ziaren ugotowanej ciecierzycy (do przybrania)
Na przyszłość: sprawdź z mlekiem kokosowym i imbirem!!
Marchew trzeba najpierw upiec - na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, piekarnik nastawiony na 200 C. Najpierw pokroić w ukośne plastry szerokości ok. 0,5 cm, ułożyć na blaszce, skropić oliwą i oprószyć solą. Piec przez ok 30 min, aż marchewki zmiękną, w połowie przewracając całą partię na drugą stronę.
W "międzyczasie" rozgrzać w garnku oliwę lub olej i dodać curry, wymieszać na pastę i po chwili dodać czosnek i pokrojoną w piórka cebulę. Gdy ładnie chwyci kolor można dodać bulion warzywny (lub wodę - wtedy trzeba dać więcej przypraw), sól, pieprz i upieczoną marchew. Zagotować i zmniejszyć płomień, żeby zupa spokojnie sobie bulgotała przez 10-15 min. Jeszcze tylko zmiksować, doprawić jeśli trzeba więcej przypraw - można dodać kilka kropek cytryny.
Na talerzu lub w misce ozdabiamy kilkoma ziarnami gotowanej ciecierzycy, tahiną i listkami zielonej pietruszki lub kolendry. O pietruszkę teraz zdecydowanie łatwiej niz o kolendrę, ale wyobrażam sobie, że z kolendrą możnaby już całkiem oszaleć ze szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz