Dałam się namówić i bazarze pod Halą Mirowską kupiłam freekeh. Pan dał spróbować ugotowanej i była bardzo dobra. Poleżała tydzień, trochę poczytałam i zrobiłam. I oto moja wiedza: kasza freekeh lub farik jest popularna w krajach arabskich i Środkowo-Wschodniej i Północnej Afryce. Robi się ją z prażonej zielonej pszenicy, ma w sobie mnóstwo wszystkiego fajnego, co zwykle maja kasze, tylko więcej. Czy to możliwe?
Przede wszystkim jest pyszna. Sama w sobie, bez niczego. Ma lekki orzechowy posmak i przyjemną fakturę. Danie, które dziś udało mi się zrobić jadłyśmy na ciepło, ale mam wrażenie, że i na zimno, jako sałatka będzie bardzo OK.
Po ugotowaniu wyczytałam, że przed gotowaniem można ją przez kilka minut namoczyć. No, ale było juz po wszystkim, więc może następnym razem. Gotowanie w proporcjach 2:1, tak jak gryczana, ale dłużej, bo 30 minut. Przed gotowaniem dobrze ją przepłukać na sitku pod bieżącą wodą.
- 1 szklanka kaszy freekeh łamanej
- pół pęczka zielonych szparagów
- garść orzechów nerkowca
- dobra oliwa z oliwek extra vergine
- sól
Oczyszczone szparagi zblanszowałam przez 1, 5 minuty, pokroiłam i dodałam do ugotowanej kaszy. Do tego garść połamanych orzechów nerkowca i dwa chlusty oliwy. Wymieszać wszystko razem. Dobrze smakowało podane z sałatą z pomarańczowym winegretem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz